W sierpniu 1984 roku z inicjatywy Adama Gocela z redakcji Rolnej TVP rozpoczęła się emisja programu „Piłkarska Kadra Czeka”. Oprócz TVP, współorganizatorami programu a zarazem akcji popularyzującej piłkę nożną we wsiach i małych miasteczkach byli: Zrzeszenie LZS, Szkolny Związek Sportowy, PZPN, Ministerstwo Oświaty i Wychowania. W zasadzie od IV Turnieju jego głównym organizatorem zostały Ludowe Zespoły Sportowe. Pozostali partnerzy szybko wycofali się. I tak jest do dziś.
Z okazji Jubileuszu chcielibyśmy w miarę dokładnie przedstawić historię tego najstarszego w Polsce turnieju piłkarskiego dla chłopców do lat 15.
XXX Turniej „PKCz” odbędzie się w dniach 8-13 sierpnia 2014 w Słubicach — zapraszamy wszystkich kibiców. Patronat nad turniejem objął Minister Edukacji Narodowej i TVP Sport. A Ministerstwo Sportu i Turystyki przyznało turniejowi jak co roku dofinansowanie.
Jeśli chcesz zapoznać się z dokładniejszą historią naszego turnieju, prezentujemy ją w blokach podzielonych na części.
Trzydzieści lat to mnóstwo czasu, setki tysięcy uczestników, tysiące drużyn, i często tylko lakoniczne informacje — data, miejsce, wyniki. Ale przecież… nie tylko kartka papieru pamięta. Pamiętacie także Wy, uczestnicy — piłkarze, trenerzy, opiekunowie, działacze. Udział w tym turnieju, na każdym etapie rozgrywek był zawsze ceniony, i mamy nadzieję, że tak będzie przy następnych jego edycjach. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą — przyślijcie swoje wspomnienia, zdjęcia. To wzbogaci nasz opis. A w niedalekiej przyszłości zaowocuje — taką mamy nadzieję — wydaniem książki o historii „PKCz”.
Tak zaczynaliśmy — Adam Gocel
Przygotowując pierwszy program na początek pojechaliśmy do Dębicy. Do najlepszego klubu LZS w kraju, Igloopolu. W pierwszym wyjeździe wziął udział trener PZPN Henryk Apostel. Chłopcy ze szkółki w Dębicy byli dobrze zaawansowani technicznie. Nagranie przebiegało sprawnie, a na ekranie telewizorów każdy mógł zobaczyć jak należy rozgrzewać się przed każdym treningiem i jak powinien wyglądać trening techniki piłkarskiej…
Pierwszy program ukazał się w sierpniu 1984 roku i od razu posypały się listy do redakcji. Od chłopców i od dziewcząt. One też — dotąd niechętnie widziane na boiskach piłkarskich — chciały trenować. Program telewizyjny to była jedna strona medalu, szyld akcji, która miała zachęcić wszystkich do ruchu, do grania. O wiele trudniejsza była druga strona przedsięwzięcia — zorganizowanie masowych rozgrywek piłkarskich dla młodzieży w wieku od 11 do 15 lat pochodzącej z małych ośrodków. Z tych miejscowości, gdzie nie tylko nie było, ale i nie ma dotychczas mocnych klubów, ale i instruktorów. Wspólnie z działaczami LZS (Zbigniew Zalewski), SZS (Jerzy Gulczyński) i ze Zdzisławem Kręciną, zastępcą sekretarza generalnego PZPN opracowaliśmy regulamin rozgrywek i przekazaliśmy go do szkół i kół LZS. W pierwszym roku akcji przyszło do TVP 6 tysięcy listów. Wśród nadawców losowaliśmy nagrody fundowane zwykle przez LZS i Szkolny Związek Sportowy, a także firmę Sofix produkującą obuwie sportowe oraz Zakłady Obuwia Sportowego w Nowym Targu i Krośnie a także znana firmę szwajcarską Ciba-Geigy. Byliśmy ogromnie zaskoczeni powodzeniem akcji. W rozgrywkach wzięło udział około 70 tysięcy chłopców w wieku 11-15 lat, a w terenie wyłoniono dzięki pracy wielu zapaleńców aż 1507 drużyn gminnych. O nasz Puchar grały dzieci z 4 974 małych szkół. Olbrzymią frajdę uczestnikom i nam zrobiło Ministerstwo Oświaty i Wychowania, które wyasygnowało na nagrody 2 miliony złotych. Dzięki temu i dzięki pomocy dyrektora Igloopolu, wiceministra rolnictwa Edwarda Brzostwoskiego w Ośrodku Igloopolu w Straszęcinie zorganizowaliśmy obóz dla 8 najlepszych zespołów. To znaczy dla mistrzów makroregionów. Prowadził go znakomity trener Stanisław Tymowicz.
Akcja przebiegał dwutorowo. W studiu TVP pokazywaliśmy młodym piłkarzom jak trenować, gdy nie ma trenera, przedstawialiśmy drużyny, które zdobyły mistrzostwo gminy, najlepsze w województwie czy w makroregionie. Dziennikarze redakcji sportowej — Jerzy Stańczykiewicz i Artur Szulc zaczęli pokazywać felietony filmowe „Jak robią to gwiazdy”. Telewidzowie na własne oczy mogli się przekonać do jakich wspaniałych rezultatów można dojść, jeśli talent wesprze się wieloletnią solidną pracą. Koledzy z redakcji sportowej pokazywali sztuczki techniczne Pelego i Maradony, Bońka i Deyny, Buncola i Dziekanowskiego. Dzięki temu chłopcy pozbawieni możliwości pracy z trenerami mogli korzystać z najlepszych wzorców.
Z czasem do naszych programów pozyskaliśmy najlepszych trenerów zajmujących się szkoleniem młodych piłkarzy. Wiele programów nagraliśmy z udziałem dr Jerzego Talagi (dziś profesora), pracownika AWF w Warszawie, korzystaliśmy z umiejętności i wiedzy Mariana Olszewskiego, wieloletniego trenera Mazura Karczew oraz Rudolfa Kapery, trenera pierwszo — i drugoligowych zespołów, cenionego wychowawcę młodzieży.
Na obozie w Dębicy wyłoniono dwie najlepsze drużyny, biorące udział w naszej akcji — Szkoły Podstawowej nr 7 z Leszna i Szkoły Podstawowej nr 2 z Obornik Wielkopolskich. Dzięki pomocy działaczy Legii Warszawa finał turnieju rozegrany został na stadionie Legii przed meczem z Górnikiem Zabrze. Pierwszy finał „PKCZ” wygrała drużyna z Leszna. Na mecz ten zaprosiliśmy również przedstawicieli pozostałych drużyn wyróżniających się w naszej akcji — LKS Sanovia Lesko, SKS Sokół Zbrosławice, LKS Mazur Karczew, Szkoły Podstawowej w Truskolasach, Szkoły Podstawowej w Starym Targu oraz Niwy z Łomazów.
Kierownictwo Legii i Górnika ufundowało najlepszym zawodnikom nagrody. Grzegorz Grzybowski ze szkoły w Nowym Targu (woj. elbląskie) uznany za najlepszego napastnika otrzymał nagrodę Żołnierza Wolności, Janusz Miliński z tej samej szkoły otrzymał od Górnika Zabrze wspaniały sprzęt piłkarski.
Telewizja zachęcona wynikami po pierwszym roku, dziś byśmy powiedzieli wysoką oglądalnością, postanowiła kontynuować nasz program. Zyskiwaliśmy coraz więcej sojuszników — ZMW, Centralny Związek Spółdzielni Mleczarskich, Samopomoc Chłopska. PZPN zaczął bardziej interesować się młodzieżą i przeznaczył na rozwój piłkarstwa młodzieżowego znaczne sumy pieniędzy.
Dzięki staraniom ZG SZS udało się na zasadach bezdewizowych wysłać piłkarzy na turniej do Anglii. Nie pojechaliby tam jednak gdyby nie Centralny Związek Spółdzielni Mleczarskich, gdyby nie pomoc nieznanych nam pracowników z Biur Paszportowych w Warszawie i województwach, gdyby nie starania pracowników PZPN, COS-u i pomoc ambasady brytyjskiej.
Turniej Wielkanocny w Anglii
W 1986 roku na Turniej Wielkanocny do Wielkiej Brytanii organizowany przez powstały w 1936 roku klub Ipswich Town pojechała drużyna złożona z chłopców, wybranych przez trenera, Stanisława Tymowicza spośród uczestników pierwszej akcji „Piłkarska Kadra Czeka”. Byli to: Stanisław Bakiera (bramkarz), Krzysztof Kaczmarczyk, Paweł Ratajczak, Wojciech Galon i Wiesław Rękoś (obrona), Przemysław Matuszak, Rafał Grzelczak i Jacek Łubniewski (pomoc), Grzegorz Kijek, Mariusz Kullas i Maciej Prałat (atak). Zawodnicy pochodzili z czterech województw: leszczyńskiego, poznańskiego, katowickiego i krośnieńskiego.
W turnieju wzięły udział drużyny juniorów w wieku 15 i 16 lat z Finlandii, Anglii, Włoch, Malty, USA, Szkocji a także zespoły dziewcząt. Mecze rozgrywane były na pięciu boiskach, dwa razy po 25 minut.
W pierwszym meczu chłopcy z drużyny „Piłkarska Kadra Czeka” pokonali 4:0 Ipswich Town BC, następnie wygrali z FC Lugo (Włochy) 4:2 i Silema Wanderers (Malta) 2:1, zremisował 1:1 z Young Lions (Anglia), a w decydującym pojedynku przegrali 0:2 z pierwszą drużyną juniorów Ipswich Town, która wygrała wszystkie pięć spotkań zajmując w turnieju pierwsze miejsce.
Za trzecie miejsce drużyna otrzymali puchar, a każdy zawodnik okolicznościowy proporczyk i dyplom ufundowany przez organizatorów. Nagrody wręczał mer miasta Ipswich z małżonką. Upominki dla naszych piłkarzy ufundował również Polski Klub Olimpijczyka w Wielkiej Brytanii, a przekazał je prezes klubu Wiesław Juchacz.
PS. Znamy tylko nazwiska uczestników tego turnieju, nie wiemy z jakich klubów czy szkół pochodzili. Może pomożecie nam w rozszyfrowaniu tej zagadki. A może ktoś ma zdjęcia z tego turnieju?
Szefem pierwszego obozu w Straszęcinie, i trenerem, który od początku uczestniczył w programie telewizyjnym był Stanisław Tymowicz.
Stanisław Tymowicz (1916-1990)
Był jednym z nielicznych szkoleniowców, którzy wiele czasu poświęcali młodzieży. Powtarzał wielokrotnie, że nieletniego sportowca należy uczyć nie tylko gry w piłkę, ale również pilnować jego szkolnych osiągnięć. Stanisław Tymowicz urodził się w czeskim Pilznie w 1916 r. Do wybuchu II Wojny Światowej mieszkał we Lwowie. W wieku 7 lat zaczął grać w piłkę nożną, czyli w 1923 roku. We Lwowie zaprzyjaźnił się z Kazimierzem Górskim. Po wojnie wylądował w Jeleniej Górze. Już w pociągu spotkał 7 kolegów ze Lwowa, postanowili założyć klub sportowy. I tak zrobili. Był inicjatorem i budowniczym toru bobslejowego w Karpaczu i skoczni narciarskiej w Szklarskiej Porębie. Od roku 1951 był organizatorem sportu oraz trenerem koordynatorem w okręgu wrocławskim. Pod koniec lat 50. uzyskał tytuł trenera piłki nożnej I klasy. Przez boiska Wrocławia przewinęło wielu znakomitych piłkarzy. U niego zaczęli kopać piłkę m.in.: Jan Tomaszewski, Lesław Ćmikiewicz, Tadeusz Wanat, Władysław Żmuda, Mieczysław Broniszewski. W 1967 r. osiedlił się w Płocku i rozpoczął pracę z seniorami Wisły, z którymi w 1970 r. awansował do III ligi. Ale też znalazł tu przychylną atmosferę do pracy z młodzieżą. Gdy po jednym sezonie zespół spadł — odszedł z klubu. Pracował także w Emicie Żychlin i Piotrcovii Piotrków Trybunalski.
Od 1958 do 1985 roku był członkiem Sekcji Trenerskiej PZPN. Był w 1973 roku pomysłodawcą i współorganizatorem Młodzieżowego Ośrodka Piłkarskiego przy Zakładowym Klubie Sportowym Wisła Płock. W 1987 r. założył Klubową Szkołę Piłkarską przy ZKS Stoczniowiec Płock.„Dzikusi” (tak o młodych piłkarzach mówił) uwielbiali Go. Do ostatnich chwil życia poświęcał swój czas młodym futbolistom. Współpracował ze szkołami i klubami, wychowując i trenując piłkarską młodzież. Organizował obozy treningowe dla adeptów piłkarskich z miasteczek i wiosek. W 1985 roku ukazała się jego książka „Futbol dla młodych”. Z turniejem „Piłkarska Kadra Czeka” związany od początku jego istnienia. I w tym wypadku, jak często w jego życiu, zadecydował przypadek. Miał jechać, jak zwykle na zgrupowanie kadry juniorów Śledzianowskiego. Tuż przed wyjazdem Mieczysław Broniszewski zaproponował mu by pojechał do Straszęcina na obóz Gocela „Piłkarska Kadra Czeka”. Zgodził się, zabrał ze sobą Zbigniewa Pawłowskiego. I został z nami na 5 lat. Zmarł 9 listopada 1990 roku w rodzinnym mieście. W 1991 roku nasz turniej otrzymał jego imię.
Działalność Stanisława Tymowicza zostawała doceniona przez władze, które uhonorowały go m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz tytułami Zasłużony Działacz Kultury Fizycznej, Zasłużony Dla Miasta Płocka.
Wiesław Tymowicz, syn trenera Stanisława Tymowicza, ma dziś 67 lat i mieszka w RPA, gdzie prowadzi małe biuro turystyczne i jest przewodnikiem. Z kraju wyjechał miesiąc przed ogłoszeniem stanu wojennego — na wycieczkę do Austrii z żoną i synem. Urodził się w 1947 w Jeleniej Górze, od 1948 r. mieszkał we Wrocławiu. Ukończył Technikum Energetyczne, późno dostał się na studia AWF (1980), których nie ukończył z powodu wyjazdu za granicę. W Polsce jest regularnie co dwa lata i bierze udział w Seminariach i Igrzyskach Polonijnych. Wspiera także organizatorów Pikniku Prudnickiego.
Wychowankowie Stanisława Tymowicza z Wisły Płock
Tadeusz Świątek — rocznik 1961 — grał na pozycji pomocnika w takich zespołach jak Wisła Płock, Widzew Łódź, południowokoreański Yukong Elephants, Polonia Warszawa i Hutnik Warszawa, w którym w 1992 roku zakończył karierę piłkarską. W reprezentacji Polski wystąpił raz w 1986 roku w meczu z Koreą Północną.
— W wieku 13 lat zacząłem trenować w trampkarzach Wisły Płock. Trenerem, który miał największy wpływ na moją karierę, był Stanisław Tymowicz, prowadzący słynny program „Piłkarska Kadra Czeka”. Od początku wyróżniałem się w kategoriach juniorskich i otrzymywałem powołania do kadr wojewódzkich, a później do reprezentacji Polski. Mój pierwszy wielki turniej, to był wyjazd z kadrą młodzieżową, prowadzoną przez trenera Waldemara Obrębskiego. Graliśmy na drugiej półkuli w Meksyku o trofeum ówczesnego prezydenta FIFA, Brazylijczyka Joao Havelanga. Później były mistrzostwa świata do lat 23 w Australii i myślę, że właśnie wtedy już na mnie zwrócili uwagę prezesi klubów pierwszej ligi. Byłem wówczas jedynym drugoligowcem, którego powołano do młodzieżówki.
Marek Rzepka — rocznik 1964 — zaczynał, gdy polski futbol był na topie. Na pierwszy trening poszedł w wieku dziesięciu lat, czyli w 1974 roku. Polska reprezentacja zdobyła wówczas brązowy medal Mistrzostw Świata. Każde dziecko chciało być wtedy Lubańskim, Szarmachem czy Latą. Urodził się w Płocku. Obrońca. Kluby: Wisła Płock, Zawisza Bydgoszcz, Lech Poznań, Sokół Tychy, Unia Swarzędz, ostatni klub GKS Bełchatów (1997). W reprezentacji kraju grał 15 razy zdobył jedną bramkę.
— Początkowo grałem na podwórku pod domem i już wówczas bardzo mi się spodobał ten sport — wspomina Marek Rzepka, który w Lechu wystąpił w 328 oficjalnych meczach od 1986 do 1995 roku. — Później zapisałem się do pierwszego klubu — Wisły Płock. Muszę przyznać, że pewien wpływ w tych wczesnych latach młodości miał na mniej ojciec. Często zabierał mnie na mecze, grającej wówczas w III lidze Wisły. Dlatego można powiedzieć, że gdy zaczynałem trenować, miałem już futbol w sercu.
— Trenowaliśmy najczęściej na murawie, ale zdarzało nam się także wychodzić na betonowe boisko! — mówi Rzepka. — Sprzętu wiele nie było, ale jakoś sobie radziliśmy. Nie ważna była dla mnie otoczka, tylko istota sprawy. Futbol zawsze dostarczał mi rozrywki, nawet na betonowym placu gry.
Jerzy Brzęczek
W tej pierwszej edycji turnieju grał też Jerzy Brzęczek, w drużynie szkoły podstawowej z Truskolas. Urodził się w 1971 roku. W 1987 roku został zawodnikiem Rakowa Częstochowa. Potem grał na pozycji pomocnika w Lechu Poznań, Górniku Zabrze, GKS Katowice, w 1995 roku został piłkarzem Tyrolu Innsbruck. Za granicą spędził 12 lat — grał w klubach austriackich i izraelskiej Maccabi Hajfie. W 1992 roku zdobył wicemistrzostwo olimpijskie w Barcelonie. Latem 2009 roku zakończył karierę. 42 razy grał w reprezentacji kraju — strzelił 4 gole. Obecnie jest trenerem drugoligowego Rakowa Częstochowa, jego syn Robert gra w tej drużynie i jest młodzieżowym reprezentantem Polski. Jerzy Brzęczek jest wujkiem Jakuba Błaszczykowskiego, który też urodził się w Truskolasach.
W drugiej edycji turnieju wzięło udział 2 tysiące drużyn (w tym 1020 z LZS). Mecz finałowy, który wyłonił zwycięzcę II turnieju „Piłkarska Kadra Czeka” odbył się przed ligowym spotkaniem Legii Warszawa z Olimpią Poznań, oczywiście na stadionie warszawskiej drużyny. Zmierzyły się w nim drużyny ZKS Przemsza Klucze (woj. katowickie) prowadzonej przez Zdzisława Suzika oraz drużyna Szkoły Podstawowej w Janikowie (woj. bydgoskie), którą opiekował się Stanisław Kowalewski. I to drużyna trenera Kowalewskiego wyszła zwycięsko z tego meczu. Podobnie jak w pierwszej edycji turnieju finaliści zostali wyłonieni z grupy 8 zespołów, zwycięzców makroregionów, którzy w sierpniu brali udział w obozie szkoleniowym w Straszęcinie.
Tak o tym obozie szkoleniowym pisały „Wiadomości Sportowe”:
…Ponad 120 młodych piłkarzy pod okiem swych stałych opiekunów i wychowawców przeżyło na tym obozie chyba najpracowitsze dwa tygodnie swojego dotychczasowego piłkarskiego życia. Oprócz meczów odbywały się codziennie treningi, którymi kierował doświadczony trener Stanisław Tymowicz. Pomagali mu w zajęciach z młodymi piłkarzami i ich wychowawcami Jerzy Witkowski z Włocławka, Zbigniew Pawłowski z Płocka i Wiesław Łysejko z Przemyśla. Złote odznaki PZPN zdobyło 33, a srebrne 31 uczestników obozu. Wręczał je podczas uroczystego apelu prezes PZPN, Edward Brzostowski.
Jak wyglądało obozowe życie? „Po pobudce 116-osobowa grupa podzielona na zespoły wyruszyła na rozgrzewkę. Składała się ona z zaprawy kondycyjnej i ćwiczenia elementów techniki piłkarskiej. Po śniadaniu uroczysty apel. Wciąganie flagi na maszt i odśpiewanie obozowej piosenki. Na zajęcia przedpołudniowe młodzież również wyruszała z piosenką, której tekst — nieco strawestowany — jest ogólnie znany: Raduje się serce, raduje się dusza, gdy obóz juniorów na zajęcia rusza…
Zdobycie odznaki PZPN, o której pisaliśmy wyżej wcale nie było takie łatwe. W czasie 70 sekund trzeba przebiec slalom między tyczkami, żonglować piłką, a na zakończenie wykonać strzał na pustą bramkę. To ostatnie nie zawsze i nie wszystkim się udawało, wychodziło bowiem na jaw zmęczenie. Jak twierdzi trener Stanisław Tymowicz, właśnie ten element powinien być często ćwiczony z młodymi piłkarzami. Często dziwimy się, gdy asy futbolu po przedryblowaniu z piłką przez pół boiska nie potrafią strzelić bramki w tzw. czystej sytuacji. Cóż, oni również odczuwają zmęczenie. (...) Po południu drużyny toczyły zacięte pojedynki o mistrzostwo obozu. (...) Czas wolny na obozie wykorzystywany był na czyn społeczny na terenie ośrodka w Straszęcinie. Młodzież porządkowała teren i wykonywała drobne prace ziemne. Kierownictwo ośrodka wyrażało się w samych superlatywach o ich zapale i pracowitości.
Trener Tymowicz na zakończenie szkolenia wytypował najlepszą jedenastkę, w skład której weszli: bramkarz — Jan Częstochowski (Janikowo), prawy obrońca — Roman Antkowiak (Raszewy), lewy obrońca — Marcin Żukowski (Czaplinek), środkowy obrońca — Józef Ślązak (Klucze), libero — Tomasz Liszka (Janikowo), prawy pomocnik — Waldemar Hinnej (Janikowo), środkowy pomocnik — Artur Szufladowicz (Józefów), lewy pomocnik — Maciej Nowaczyk (Janikowo), prawoskrzydłowy — Krzysztof Lutyński (Czaplinek), napastnik — Adam Brac (Janikowo), lewoskrzydłowy — Wojciech Miłowski (Klucze)”.
Wyniki II edycji „PKCz”: 1. SKS Janikowo (woj. bydgoskie), 2. SKS Przemsza Klucze (woj. katowickie), 3. LKS Lech Czaplinek (woj. koszalińskie) — opiekun Mieczysław Roszuk, 4. SKS LZS Błyskawica Gaworzyce (woj. legnickie) — opiekunowie Franciszek Chocianowski i Mieczysław Krakowiak, 5. SP nr 1 w Parczewie (woj. bialskopodlaskie) — opiekun Marek Kowalski, 6. LKS Józefowia (woj. warszawskie) — opiekun Mieczysław Święch, 7. LZS Orkan Raszewy (woj. kaliskie) — opiekun Zbigniew Kużdżala, 8. SP nr 1 z Proszowic (woj. krakowskie) — opiekun Zbigniew Lewandowski.
LKS Lech Czaplinek, woj. koszalińskie
Juniorzy Lecha Czaplinek zajęli III miejsce w turnieju w 1986 roku. Grali w składzie: Filip Skowron, Dariusz Nowiński, Grzegorz Woźniak, Tadeusz Stec (obaj wypożyczeni z Gryfu Polanów), Mirosław Mazur, Krzysztof Krenc, Marek Żukowski, Dariusz Wawro, Jarosław Sobieszczuk, Dariusz Łacny, Zbigniew Krasoń, Tomasz Bąk, Krzysztof Lutyński, Krzysztof Świrk, Piotr Rodziewicz. Trener Mieczysław Roszuk. Niektórymi zawodnikami interesowały się kluby pierwszoligowe — Mirosław Mazur trafił do Zawiszy Bydgoszcz, gdzie rozegrał kilka meczy w pierwszej drużynie, Filip Skowron do Lecha Poznań, gdzie grał niecały rok. Pozostali zawodnicy w następnych latach wzmocnili drużynę seniorską Lecha Czaplinek i przyczynili się do awansu drużyny do III ligi. W tym samym roku tj. 1986 ta sama drużyna zdobyła tytuł mistrza województwa koszalińskiego. Na stronie internetowej klubu jest zdjęcie z obozu w Straszęcinie. (Informacja ze strony internetowej klubu).
Janusz Chomontek — mistrz w żonglowaniu piłką
W 1986 roku na boisku Hutnika w Warszawie program „Piłkarska Kadra Czeka” zorganizował Mistrzostwa Polski w Żonglowaniu Piłką pod nazwą „Szukamy polskiego Pelego”. Przyjechał na nie Janusz Chomontek (rocznik 1968), chłopak ze Szczecinka. Był jednym z 15 finalistów.
— Wszyscy startujący mieli super sprzęt sportowy. Buty, koszulki, no wszystko super. Ja miałem tenisówki i jakiś tam strój. Żebym mógł w ogóle dojechać do Warszawy, to mój ojciec, a miał smykałkę do spawania, w nocy musiał zrobić kilka fuch dla rolników. Bo nie było pieniędzy na bilet — wspominał w jednym z wywiadów (Bydgoszcz. Nasze miasto, 2004) Chomontek. Po gwizdku zaczęła się ostra rywalizacji. Po prawie trzech godzinach w swoim kwadracie na opustoszałym wielkim boisku ostro podbijał już tylko Janusz. — Podszedł do mnie pan Adam Gocel i powiedział, że czas kończyć bo już jest późno. Chciałem jeszcze kilkanaście minut popodbijać, ale w końcu zabrali mi piłkę. I pewnie dobrze, bo pewnie bym spóźnił się na pociąg do domu.
Wygrana w tym turnieju przyniosła mu wkrótce sławę. Dostał zaproszenie do innego popularnego wówczas programu telewizyjnego dla młodzieży „5-10-15” i dostał tam listę wszystkich „piłkarskich” rekordów Guinnessa. Postanowił je pobić. Ostro trenował. Jako pierwszy pobił rekord Czechosłowaka, który odbijając piłkę przeszedł 26 km — on przemaszerował trasę z Ustki do Słupska, czyli 30 km. Następnie pobił rekord samego Diego Maradony — 7 tysięcy odbić piłki — Chomontek odbił piłkę 14,5 tysiąca razy! Zainteresowała się nim telewizja Rai Uno i zaprosiła do Włoch by skonfrontować go wielkim piłkarzem. — Wiedziałem, że w studio spotkam Maradonę. Prowadzący chciał sprowokować pojedynek żonglerów. My jedynie zrobiliśmy pokaz podbijania w parze, a Maradona powiedział, że poznał talent, który rodzi się raz na kilka miliardów ludzi — wspominał w tym samym wywiadzie pan Janusz. Obaj przypadli sobie do gustu i przez dwa tygodnie nasz mistrz żonglerki był gościem Maradony. W ciągu kolejnych dwóch lat pobił wszystkie rekordy związane z piłkami i ich żonglowaniem. Nie miał konkurentów, ale też i pieniędzy, bo Guinnessa płacił tylko za pobicie cudzych rekordów. Był polską atrakcją na EXPO w Sewilli (Hiszpania) w 1992 roku — przez 16 godzin bezustannie odbijał piłkę, schudł wtedy 8 kg! Kolejnym jego niesamowitym wyczynem było przejście z piłką (w ciągłym ruchu, oczywiście piłki) trasy 70 km w Berlinie, zaprosili go znani piłkarze Pierre Littbarski i Gerd Müller. Trasę pokonał w 18 godzin.
Ponoć w księdze Guinnessa można jeszcze dziś znaleźć (choć nie sprawdzaliśmy) 17 rekordów pana Janusza w żonglowaniu różnymi rodzajami piłek i w różnych miejscach. Ciągle jeździ po kraju i pokazuje swoje umiejętności dzieciom i młodzieży.
Dlaczego Janusz Chomontek nie zrobił kariery piłkarskiej? Grał, ale krótko w drużynach Gwardii Koszalin i Zawiszy Grzmiąca. Zapytany o to Adam Gocel tak odpowiedział: On się bał, że jako piłkarz nie zajdzie wyżej niż do pierwszej ligi. Zamiast tego wolał być najlepszy w żonglowaniu. Był wolny, nie miał szybkości jak inni piłkarze, ale Dariusz Dziekanowski miał podobne cechy. Moim zdaniem mógł zrobić większą karierę, gdyby trenerzy byli bardziej otwarci.